Któregoś pięknego dnia postanowiłem, że w tym roku wejdę na Rysy (2499m. n. p. m.).
Podzieliłem się tym pomysłem z paroma bliskimi mi ludźmi i niecałe dwa tygodnie później, podążaliśmy na południe.
Czasem, gdy wyruszasz zdobyć „swoją górę”, znajdują się ludzie, którzy Ci w tym pomogą.
Po kilku godzinach jazdy samochodem i dziewięciokilometrowym marszu, znaleźliśmy się nad Morskim Okiem, wokół którego na zboczach gór biegały kozice.
Zrzuciliśmy z pleców ciężkie plecaki napakowane konserwami, chlebem, wodą, słodyczami i niezbędną odzieżą. Jedzenia miało wystarczyć na trzy dni bez schodzenia z gór.
Patrzyłem na Rysy, których szczyt zatonął w gęstej chmurze i zastanawiałem się czy to na pewno dobry pomysł, wspinać się na szczyt z kilkunasto kilogramowym plecakiem?
Gdy zapadł zmierzch byliśmy już w miejscu w którym mieliśmy spędzić noc.
Pewnie nie wszystkim odpowiadałoby towarzystwo jeleni i niedźwiedzi, które wbrew pozorom nie posilają się tylko miodem. Jednak my nie zamienilibyśmy tamtego nieba na żaden sufit.
Przed piątą rano, weszliśmy na szlak prowadzący na szczyt naszej góry. Okrążyliśmy Morskie Oko, wspięliśmy się na Czarny Staw i ominąwszy go, znów zaczęliśmy się wspinać.
Było trochę śniegu. Nie ma to, jak bitwa na śnieżki w środku lipca.
Czym wyżej, tym bardziej niebezpiecznie. Trzeba było wspinać się nad przepaściami z coraz to bardziej ciążącym plecakiem. Na szczęście wiele odcinków szlaku zabezpieczonych było łańcuchami, dzięki którym wspinaczka nie była aż tak straszna.
W końcu dotarliśmy na sam szczyt – 2499m. n. p. m.
Nie wysokość zdobytej góry świadczy o człowieku, a droga jaką przebył żeby ją zdobyć.
Z góry wszystko widać lepiej, a nasze problemy i dokonania stają się małe i nic nie znaczące.
Góry dystansują nas od spraw codziennych.
Jest jeszcze jedna rzecz, o której trzeba pamiętać zdobywając „swoją górę” – przyjdzie czas zejścia z niej.
Dopiero wtedy zdobędziesz górę, gdy szczęśliwie powrócisz do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz